wtorek, 29 stycznia 2013

Mydło


Nie mam pojęcia dlaczego do pewnych prac zabieram się tak długo i skąd we mnie tyle obaw. Są sfery, które wydają  się tak magiczne, że na pewno muszą być niezwykle trudne do wykonania.
W dzieciństwie  uwielbiałam bawić się w robienie perfum i tajemniczych mikstur. Myślę, że i na olejki przyjdzie czas, ale puki co wystarczająco  tajemnicze wydało mi się robienie własnego mydła.
Taki pomysł na spędzanie wieczoru z mężem to naprawdę niezwykle ekscytująca randka, polecam z całego serca.
Właściwie nie wiem czego znów tak bardzo się obawiałam, może tego NaOh, które nie wymaga wcale więcej ostrożności, niż używanie kreta do czyszczenia rur lub  wybielacza do tkanin.
Pamiętam jak długo zbierałam się do pieczenia chleba,  żółtego sera czy pierwszej plecionki wiklinowej.
Za każdym razem zbieram się jakby to była co najmniej destylacja olejków, albo jakaś tajemna alchemia a potem okazuje się, że cała sprawa jest nie bardziej skomplikowania niż świąteczny strudel makowy, albo znacznie od niego prostsza.
Te początki jednak nie są wcale takie złe. Niezwykły czas gromadzenia potrzebnych składników, tych niezbędnych i tych, no cóż, mniej niezbędnych. To oczekiwanie na listonosza, z bijącym sercem otwieranie paczki, najchętniej czymkolwiek co jest pod ręką, bo nie ma czasu na szukanie specjalnego nożyka. Albo też odwlekanie tej chwili do samego wieczora.
No a to uczucie, kiedy po raz pierwszy uda się to co było zamierzone… bezcenne. Jakaś taka radość napełnia duszę i nagle znów wszystko się chce. To są chyba właśnie te chwile, kiedy  czuję się jak dziecko i cieszę się jak dziecko.
Zgromadziłam już całkiem sporo rozmaitych olejów olejków, dodatków oraz roślinnych tłuszczów o których istnieniu jeszcze niedawno nie miałam pojęcia. Choćby takich jak aromatyczne masło kakaowe czy dobroczynne Shea Karite mające tak wiele zastosowań w kosmetyce naturalnej.
Przez kilka tygodni chodziłyśmy z dziewczynami wokół tych  skarbów, układałyśmy, wąchałyśmy, smarowałyśmy dłonie, namaszczałyśmy włosy.  
Od kiedy zgromadziłam te wszystkie cudowności, mydlarstwo i kosmetyka naturalna stała się moim nowym konikiem. Odkąd zaczęłam szperać i zaczytywać się w informacjach na temat składu mydeł, kremów i olejków do włosów których używaliśmy do tej pory, z łazienki zniknęły niemal wszystkie butelki sklepowych specyfików.
W z związku z tym, że ta nowa pasja obudziła się nie długo przed świętami, możecie się domyślać, co dostało w prezencie pół rodziny, a na pewno  część żeńska.

Opanowanie na początek prostego przepisu na domowe mydło jest zupełnie proste i nie wymaga ani skomplikowanych składników, ani specjalnych narzędzi czy wyjątkowych umiejętności.
Cały proces dość rzetelnie opisany i ładnie sfotografowany znajdziecie na przykład TUTAJ:

 
Świąteczna seria lawendowa


  Od lewej; kula musująca z lawendą i glinką koalin i balsam do ust miodowy

 Od lewej;olej ryżowy, masło Shea Karite, masło kakaowe

 Moje mydło oliwkowe 80%, którym już się myjemy(to w papierku)  i jeszcze nie dojrzałe (te półokrągłe) mydła z masła Shea, kakaowego z olejkiem rycynowym i olejkiem z melisy.
Z tyłu bloki wosku pszczelego a na nich masło kakaowe


A Jeśli na mydło jeszcze nie czas, można śmiało zabawić się z dzieciakami w kule musujące, balsamy i sole do kąpieli. Mnóstwo frajdy w pół godziny a potem, cudowne kąpiele




kule musujące
balsam do ust

Oczywiście, nie ja pierwsza zrobiłam mydło w domu, nawet moja znajoma pamięta jeszcze jak jej babcia robiła mydło i nie było w tym nic nadzwyczajnego. Normalna robota, jak każda inna, trzeba było zrobić pranie, to i mydło trzeba było nastawić i nikt nie przeżywał tego z takimi wypiekami na policzkach. Cóż, ja dostaję jeszcze większych wypieków na myśl, że przecież i własny proszek do prania można zrobi i płyn do mycia naczyń i szampon.... Nie wiem nawet, jak ja dzisiaj zasnę. Najbardziej jednak cieszy mnie to, że w takich chwilach czuję się najlepszą mamą pod słońcem, kiedy widzę ile frajdy mogę sprawić dzieciakom zupełnie się przy tym nie męcząc. Prośba o kolejny balsam do ust, kule do kąpieli czy sól, to największy komplement jaki mogłam sobie wyobrazić.







poniedziałek, 28 stycznia 2013

Kilka zdjęć z wernisażu z podziękowaniami dla wszystkich wspaniałych gości, bez których to wszystko nie miałoby sensu.
Z podziękowaniami za zaproszenie dla Pań z GAKu a w szczególności dla Pani Marleny.
wszystkich filcarek z Gdańska i okolic za tak miły doping, również na FB.
Dla mojego męża, który był ze mnie taki dumny i tak bardzo chciał być tam ze mną.
Wasza obecność i samo wydarzenie było równie zaskakujące jak miłe.


















środa, 23 stycznia 2013

Wernisaż







Witam serdecznie w nowym roku, wszystkich tych  wytrwałych odwiedzających mój blog.
W tym roku nic się nie zmieniło pod tym względem, że życie wciąż mnie przegania i ani przez chwilę nie daje się ponudzić. 
Kilka miesięcy temu, spotkała mnie bardzo miła niespodzianka, otóż mimo mojej ostatnio nędznej działalności blogerskiej a i nie zbyt prężnej działalności filcowej dostałam propozycję wzięcia udziału w wystawie poświęconej właśnie tej tematyce.

Tak oto, wraz z dwiema koleżankami, które wreszcie miałam  okazję poznać osobiście, zaaranżowałyśmy wnętrze Gdańskiego Archipelagu Kultury swoimi pracami.

Po kilu godzinach biegania po drabinie, przenoszenia manekinów z miejsca na miejsce, podwieszania, zawieszania i innych instalacji...ufff spojrzałyśmy i byłyśmy wreszcie zadowolone.

Mam więc zaszczyt zaprosić na wernisaż i wystawę wszystkich, którzy mają ochotę zobaczyć nasze prace w realu,  pogadać i napić się z nami wina lub kawy.
Będzie mi bardzo miło.

Doszły mnie słuchy, że zbierze się tam pewnie cała filcowa śmietanka z pomorza :)














Moja ostatnia praca.- sukienka na szyfonie jedwabnym z wełną australijskich merynosów. Bez szwowa, bez zamków, bez guzików i ani jednej nitki.
Modelka: Tereska Litkowska